wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 29

Po drodze wysłałam do dziewczyny sms'a, że zaraz będziemy. Gdy podjechaliśmy ruda stała
już pod domem. Wsiadła i pojechaliśmy w tajemnicze miejsce
 o którym istnieniu "wie tylko szanowne On Direction". Droga minęła szybko i przyjemnie.
Liam głaskał świnkę całą drogę. No całą drogę do domu Megan.
Bo ta gdy tylko zobaczyła prosie od razu wyrwała je chłopakowi.
Dotarliśmy do jakiegoś pipidówa. Cud, że zasięg był.
-Emmmm, Harry gdzie my jesteśmy- zapytała Meg
-W lesie, skarbie w lesie- uśmiechnął się
-Meg, oddawaj Amlly!!!!!- wyparłam, bo dopiero teraz kapnęłam  się,
 że dziewczyna ciągle ją trzyma
-Ani mi się śni. Ona jest za słodka- oburzyła się
-Wiem, a teraz oddawaj mi ją
-Oddaj zanim cię zabije- powiedział Michel.
Który z resztą właśnie dotarli, i chyba przysłuchiwali się naszej jakże długiej rozmowie.
Megan widząc moją kilerską minę, przekonywującym spojrzeniem Michela.
Po namyśłe oddała mi Amlly.
-Grzeczna dziewczynka- pogłaskał ją po głowie Hazz
-Wim-uśmiechnęła się
Po tym podeszliśmy do "ogniska". Był to stos usypanego drewna, a dookoła ustawione drewniane ławeczki. Wokół było dużo zieleni i mało drzew, zasłaniających niebo.
W sumie każdy kto tu przyszedł wiedział, że na noc do domu nie wróci.
Usiedliśmy dookoła. Luther zaczął rozpalać ognisko, bo twierdził że jest "jedynym który to potrafi". Z uwagą przypatrywaliśmy się co robi. Nie spodziewałam się tego ale udało mu się.
Siedzieliśmy tak rozmawiając, śmiejąc się wygupiając.
-Głodny jestem- wypalił mój chłopak
Na to jego stwierdzenie niektórzy się zaśmiali.
-Na serio-kontynuował
-A kiedy ty nie byłeś głodny???-zapytał Liam
-Nie przypominam sobie
-W sumie to ja też, zamówmy coś- zaproponował Justin
-Pizza????-spytał Zeak
-pizza-zgodziliśmy się
Ja z "moją bandą" zaczęłiśmy wyjmować całą kase z kieszeni. Na co 1D i dziewczyny dziwnie się na nas popaczali.
Z chłopakami zaśmialiśmy się. Zawsze tak robiliśmy, zamawialiśmy grupowa zrzutka, kupujemy tyle ile się da.
-Co wy robicie- zapytał Zayn
-Zrzuta-odpowiedział Michel
-No już wyskakiwać z kasy-rzucił Josh
Po dłuższej chwili załapali i zaczęli też wyciągać drobne z kieszeni.
Zebrała się nam całkiem pokaźna sumka. Starczyło na siedem dużych pic. Jackson zamówił.
Nie czekaliśmy długo po nie całych 20 minutach przyjechał facet. Zaśmiał się na nasz widok.
 W sumie to jest on całkiem zabawny (widok), grupka osób siedząca przy ognisku zamawiająca pizzę. Nie które kawałki wylądowały na ziemi, ale nasza Amlly się nimi zajęła.
Było to cudowne, ogólnie ognisko.
Około 23, zebrał się silny wiatr i zapowiadało się na deszcz. No cóż takie uroki londyjskiej pogody.
Zebraliśmy szybko koce i śmieci, chwyciłam świnkę pod pachę i podążyliśmy w stronę aut.
Po odwoziliśmy się do domów. I na tym skończyło się nasze spanie pod gołym niebem.
No nie do końca na tym, bo w połowie drogi do domu zerwał się silniejszy wiatr
a ja uświadomiłam sobie, że zgubiłam gdzieś klucze do domu.
W sumie to klucz, co nie zmienia faktu, że się nie dostanę do środka. Zaczęłam nerwowo
kręcić się na siedzeniu, przeszukując kieszenie.
Powtarzając tylko "nie, nie nie".
-Zarąbiście- wyrzekłam gdy upewniłam się, że na pewno nigdzie ich nie ma
-Co jest-spytał prowadzący Harold
-Zgubiłam klucz do domu
-No, emmm. Nie wrócę się-zapewnił- Ale bez problemu możesz zostać u nas na noc.
 A jutro pojedziemy poszukać tych kluczy
-Klucza- poprawiłam go- I dzięki, bo innego wyjścia nie mam- wypowiedziałam po czym przytuliłam się w Niall'a. Tym razem świnkę trzymał Liam.
Megan wyszła a raczej wybiegła rzucając krótkie "Cześć i dzięki". Widziałam jak pędem ucieka w stronę drzwi. Gdy tylko weszła do domu zaczęło padać. Wtedy loczek wyjął telefon i coś wystukał po czym, otrzymał odpowiedź i uśmiechnął się do ekranu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz