Dziś maiłam pierwsze ćwiczenia. Nie było źle parę ćwiczeń na nogi, jakieś na plecy. Ogółem dużo chodzenia. Już truchtam!!! Mój chłopak dzielnie podtrzymywał mnie na duchu. Kocham go <3
Po tygodniu stanęłam na deskę i zaczęłam na niej jeździć z początku wolno i bez szaleństw. Następnego dnia już szalałam. WRÓCIŁAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Obecnie znajduję się w Californi na zawodach "skeate power", tak to zawody.
Główna nagroda 2 miliony$. Jestem 15 co oznacza dokładnie połowę.
5.......9.........13........12.........13........14...............AMY JACKSON!!!!!
Szczerze, bałam się cholernie. Nie chciałam wylądować po raz kolejny w szpitalu. Prawdą jest,
że ćwiczyłam ale nie wykonałam jeszcze tego mc twist'a. W sumie raz się żyje. Najwyżej umrę. Wstałam z ławki, popatrzyłam w stronę trybun.
Chłopaki, Niall, Georg, Maisie, Kevin, mama, tata...
Stanęłam na deskę i zaczęłam. Z prostymi trickami nie miałam problemu.
Stanęłam na rampie od tego zjazdu zależało moje życie. Zawahałam się i zjechałam....chwila zawahania........udało się!!!!
Zjechałam na kolanach z rampy po chwili włączył się słuch i usłyszałam burzę braw.
Każdy pamiętał moją wcześniejszą próbę i jak to się skończyło.
Lol udało mi się i jeszcze dostałam max punktów.
Podeszłam do trybunów i pochłonęłam się w big hag'u. Czułam jakby czas się zatrzymał
dopiero po kilkunastu minutach odzyskałam trzeźwe myślenie. Cieszę się...to mało powiedziane...
nie da się opisać tego uczucia. Zobaczyłam Max'a zmierzającego w naszym kierunku. Wyswobodziłam się z uścisku i podeszłam do faceta.
-Gratuluję, wiedziałem, nie wątpiłem że ci się uda. No może troszkę-zaśmiał się
Obdarowałam go ciepłym uśmiechem i mocno przytuliła-Muszę lecieć do zobaczenia-pomachał mi
-Pa!!!-odmachałam
Z niecierpliwością czekałam na zakończenie. Miałam najwięcej punktów byłam niemalże pewna wygranej. Nie pomyliłam się. Pierwsze miejsce bicz i tyle kasy.
Co ja z nią zrobię, a tam coś się wymyśli.
Stanęłam na najwyższym stopniu. Z oddali zobaczyłam płaczącą matkę, nie no przesada.
Uśmiech nie schodził mi z twarzy w sumie to nic dziwnego.
Kwiaty....puchar.....czek...a na nim piękne sześć zer. Stałam tam z pół godziny.
Ciągle o coś pytali i robili zdjęcia. I tak jutro miałam być w jakimś programie i opowiedzieć co i jak.
Jak ten cały cyrk się skończył podążyłam do salonu tatuaży i zrobiłam sobie małą kokardkę na nadgarstku. Mama cały czas ryczała a ojciec chodził dumny. Sama byłam z siebie ogromnie dumna. Nie pełna dwa miesiące temu stanąć na deskorolce nie umiałam a tu wygrywam największe zawody w Stanach. Dalej nie mogę uwierzyć, że to się zdarzyło na prawdę a nie, że zaraz się obudzę ze śpiączki w szpitalu. Bo przespałam rok i nikt o mnie nie pamięta i że jutro miał być mój pogrzeb.
Taka tam pamiątka. Po drodze do hotelu zatrzymało nas parę osób nie którzy mi gratulowali i chcieli zdjęcia i autografy ale i tak znaczna większość i tak podchodziła do chłopców.

Świetny :)
OdpowiedzUsuńfajnie piszesz ;)
OdpowiedzUsuń